Aby radość wasza była pełna

W weekend byłam na zjeździe naszej ekipy Pogłębiarki organizującej Festiwal Głębi. To nasze jedyne w tym roku spotkanie „na żywo”, poza tymi cotygodniowymi online. Byliśmy pod Warszawą, w bardzo spokojnym i mocno zalesionym miejscu. Pracę nad omawianiem festiwalu zaczęliśmy od wspólnego dzielenia „co u nas, kto z czym jest” i jak się okazało większość była z jakimś trudem, ciężarem. Żeby z tym nie zaczynać pracy, podzieliliśmy się na „empatyczne dwójki” i usiedliśmy rozmawiać. Pomogło trochę.

Dzień nam upływał na omawianiu co w jakiej sekcji jest zrobione, co trzeba zrobić, ustalić, kto kiedy przyjedzie, czego nam potrzeba i jaka w tym roku będzie „gra terenowa” na integrację uczestników (sami zagraliśmy w tę grę i bardzo dużo śmiechu było przy tym ). Kiedy skończyliśmy najważniejsze ustalenia, część z nas poszła na adorację, część rozeszła się na spacer niektórzy samotnie a niektórzy z kimś rozmawiając i każdy wracał ze łzami wzruszenia – Duch Święty robił swoje.

Sobotni wieczór był bardzo ważnym dla nas „wieczorem wdzięczności” skierowanym głównie do Szefowej Naszego Zespołu. Bardzo dużo łez się polało tego wieczora, ale zakończyliśmy go rozmowami i śmiechem do późna. Niedzielę zaczęliśmy mszą, zjedliśmy śniadanie i potem jeszcze na koniec podzieliliśmy się kto z czym wyjeżdża. Wszyscy wyjeżdżaliśmy z przekonaniem jak bardzo jesteśmy dla siebie ważni, jak bardzo ważne są nasze spotkania na żywo, nasze relacje i uczenie się przyjmowania od siebie wzajemnie.

Przyszła mi na tym zjeździe Ewangelia o tym, jak Zmartwychwstały przychodzi do uczniów po ich nocnym połowie ryb. Zmęczonym zmaganiem z falami morza i pustymi sieciami uczniom, mówi żeby spróbowali raz jeszcze z drugiej strony. Dla mnie to jest o tym, że bez Niego niewiele możemy. I my w tym naszym trudzie widzimy bardzo dobrze, że ta organizacja festiwalu nie dzieje się naszymi siłami ( a dzieje się bo to już za miesiąc startujemy). A On nas karmi „chodźcie, posilcie się” – wystarczy tylko byśmy byli dla siebie „obecni” a posilimy się bliskością, przytuleniem, ciepłem, czułością… W tej samej ewangelii Jezus pyta trzy razy Piotra „czy miłujesz mnie?” – może chciał pokazać jemu – i nam – że nie ma upadku z którego człowiek nie może powstać, że ta nasza „błogosławiona wina” jeszcze bardziej może zbliżyć do miłości.

To są takie małe kawałki, a jakże ważne. W naszym życiu nie muszą się stale wydarzać wielkie momenty, bo jest całe mnóstwo tych pięknych ale drobnych. Kluczem jest nasza umiejętność dostrzegania i doceniania tych nawet najdrobniejszych rzeczy, które mogą się wydawać zwyczajne i nieistotne. Ktoś kiedyś powiedział, że „kiedy zapadają największe ciemności światło rozbłyska najjaśniej”, więc może to wtedy ciemność staje się światłem i może nie ma co walczyć z tą ciemnością a ufać?

Bardzo wierzę, że w naszym życiu nigdy nie jest coś zbyt wcześnie albo na coś za późno. Jedyny moment jaki ma znaczenie to moment naszej gotowości, otwartości. To moment kiedy rodzi się decyzja a za nią idzie działanie, kiedy chcemy sięgnąć po to co dla nas bliskie, niezbędne, ważne… wierzę, że niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i zmieniają je – nie hałasem ale obecnością, nie wypełniając przestrzeni ale pogłębiając.

Gońmy chwile, które sprawiają, że serce bije – życie czeka na odwagę ❤